Jak ostrzeżenie starego kocura wpłynęło na Sprytkę, nie wiem, bo jakoś nie było widać wielkich zmian w jej zachowaniu. Dalej była wesołą, szczęśliwą, młoda kotką, która uwielbiała bawić się, polować i wylegiwać w południowym słońcu. Kochała pieszczoty swojego człowieka, za które odpłacała głośnym mruczeniem. Ocierając się o jego nogi delikatnie namaszczała go swoim zapachem, przez co oznajmiając światu, że to jej i tylko jej własność. Trwało to jakiś czas, który zapewne był najpiękniejszym okresem jej kociego życia, jednak jak każde ciastko kiedyś znika z talerza, tak i jej idylla po burzliwej rozmowie gospodarzy prysła niczym przebita bańka mydlana.
(...)